To nie będzie tylko krótka opowieść o zupie. Choć mogłaby być. Bo zupa jest świetna, pełna aromatu i południowego słońca – gdzieś na granicy między Boliwią i Peru.
Przepis na Sopa de mani pochodzi z książki, która jest niesamowita pod każdym względem, jest idealna. Moja ulubiona. Taki przyjaciel kulinarny. Łączy w sobie wszystko, co uwielbiam: odważną podróż bez planu i mapy, kuchnię i przepisy prosto z ludzkich serc i niesztampowy fotoreportaż – by wszystko zapamietać na zawsze (no może dodałabym tylko jeszcze playlistę – bo jest tyle fantastycznej muzyki na świecie;). Książkę kupiłam w moim ukochanym sklepie z kawą (I love you Coffeedesk!). Kliknijcie na obrazek – ta biblia jest jeszcze dostępna. Oddaję hołd autorom.

Słowa, energia, pierwsze wrażenia są tak bardzo istotne
Słowa, energia, pierwsze wrażenia są tak bardzo istotne. Wspominamy faceta w Paragwaju na stacji benzynowej. W kraju omijanym przez ogromną większość podróżników i objazdywaczy Ameryki. Bo nic tam nie ma i niebezpiecznie, bo uzbrojona po uszy policja podrzuca narkotyki do bagażnika i chce łapówek. A ten pan przywitał się z nami i powiedział spokojnie:
– Witajcie w moim kraju.
Bierzesz wtedy głęboki wdech, usta same składają się do uśmiechu, ściskasz dłoń i jedziesz z szeroko otwartymi oczami.
Jan Pawlak
Książka Ameryka! jest o podróży, o tym, jak z dużym szacunkiem i ciekawością można patrzeć na świat i uczyć się tej otwartości codziennie. Taki jest ten nasz świat – pełen internetowych stereotypów, zakłamania, sztuczności. Ale jest także rewers. I tutaj jest prawda, autentyczność, radość, nieograniczone inspiracje. No i taka dzika i niebezpieczna Ameryka Południowa okazuje się być w rzeczywistości skarbnicą wyłącznie pozytywnych emocji, otwartych i uśmiechniętych ludzi – bez złej energii, bez flustracji, narzekania, agresji. Bingo! Trochę odwagi i wiary w ludzi.

Babciu, wczoraj dużo mieliśmy przygód. Jechaliśmy przez barykady i blokady. Nie chcieli nas przepuścić. Tata musiał odsuwać palące się opony i kamienie. Płynęliśmy też dziurawym promem i panie wybierały wodę wiadrami, żeby nam auto nie utonęło. Potem na granicy nie chcieli nas wpuścić do Peru i mama z tatą dali panom wódkę, żeby jednak nas wpuścili. Jak zrobiło się ciemno to była wielka burza i padał ogromy grad. Nic nie było widać. Dobrze, że siku zrobiłam wcześniej przy drodze obok świni, która jadła śmieci. Ale wtedy na niebie były jeszcze piękne gwiazdy.
Helenka (Książka Ameryka! Drugi atlas z przepisami – Monika Mądra-Pawlak i Jan Pawlak – s. 309)
Sopa de mani (/domani)
Tej zupy miało nie być w książce (ale Pani Monika – jak sama dodała w opisie – uparła się i ugotowała po swojemu – w wersji całkowicie wegańskiej). Na Majovym blogu też by się to danie nie znalazło. Bo mi ostatnio zabrakło sił, tak po ludzku. Głowa wpadła w dziwny trans, zablokowała się. Ale w końcu też się uparłam i wracam tutaj:) Tak sobie właśnie pomyślałam, że mam dla tej zupy inną nazwę – domani – co znaczy jutro – bo ją codziennie niemal przekładałam na jutro.
Składniki:
- 170 g orzeszków ziemnych
- 1250 ml wody
- pół selera
- 1 duża marchew
- pół żółtej papryki
- pół czerwonej papryki
- 150 g groszku cukrowego
- kawałek pora (5 cm)
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 papryka jalapeno
- 1 łyżeczka kuminu
- sól/pieprz
- masło do smażenia
Chrupki ziemniaczane:
- 4 ziemniaki
- oregano
- olej do pieczenia
Dodatki:
- makaron (najlepiej domowy)
- garść natki z pietruszki
- garść świeżej kolendry
A jak zrobić tę zupę – to już łapcie oryginał:





Untouchable music
Przez miesiąc nazbierało się w mojej głowie tyle muzyki, że starczyłoby na bardzo długą listę. Ale dzisiaj pada deszcz. Zupa rozgrzewa. Niech myzyka też Was poniesie.
W życiu najpiękniejsze są takie chwile.